poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Puszka z ORP "Garland" i inne kocie historie

Amerykańskie filmy kłamią! Niby nic nowego, ale po raz kolejny przekonałem się o tym siedząc z Kotem w poczekalni u weterynarza. Jako że futrzak mój nie jest, a sam zwierząt nie posiadam to spodziewałem się tam niezłej menażerii. No, może niekoniecznie musiała to być kilkumetrowa anakonda czy potężny aligator. Miałem cichą nadzieję, że zobaczę jakiegoś węża, pająka... no ewentualnie szynszyla. Nic z tego! Cała sala była wypełniona kotami! Oprócz rasowych śliczności w kolejce czekały również nie mniej piękne dachowce. W Hollywood byłaby przynajmniej wielokolorowa papuga... Ale nie ma tego złego. Czekając cierpliwie na swoją kolej myślałem, że warto byłoby sprawdzić jak się rzecz miała przed wojną...
(Uwaga! Kto nie czytał poprzedniego artykułu dotyczącego historii powinien to jak najszybciej nadrobić! Przyda się zwłaszcza część wstępna.)

Kot czy pies?

Niestety, pies. Spokojnie, nie piszę o swoich jasno sprecyzowanych preferencjach dotyczących zwierzątka domowego! To przedwojenne społeczeństwo o niebo bardziej ceniło psy od kotów. Z tymi(zresztą bardzo sympatycznymi) czworonogami pokazywały się gwiazdy, politycy chętnie pokazywali swoje wierne charty z którymi polowali, a ogłoszenia drobne roiły się od ofert sprzedaży różnych ras psów(nie znalazłem ANI JEDNEGO anonsu dotyczącego kota). Psy były cenione nie tylko jako zwierzęta łowieckie - wiele osób traktowały po przyjacielsku. Dużą estymą cieszyły się również konie, wszak II RP ze wzajemnością kochała kawalerzystów, oraz króliki. Tutaj prym wiodła szczególnie rasa angora - ze względu na puszyste i miłe futerko, oraz dobre usposobienie. Podobno dużym wzięciem podczas okupacji niemieckiej(zwłaszcza w Warszawie) cieszyły się również... żółwie. Miały one zostać sprowadzone przez hitlerowców w celach spożywczych, jednak Polacy nie dali się przekonać do popularnej na świecie zupy żółwiowej. Nawet jeżeli to plotka, to aż chciałoby się w nią wierzyć.

Dlaczego koty wypadły z łask? Oddajmy głos autorowi z epoki występującemu pod pseudonimem Amicuś: 

Opinja publiczna skrzywdziła stanowczo kota. Inteligencja sto procent niższa od psiej, obojętny dla człowieka, fałszywy, egoista! 
Cały artykuł możecie przeczytać poniżej. Zwróćcie szczególną uwagę na śliczne zdjęcia, oraz to jak wyglądało przedwojenne schronisko dla zwierząt:




Kot w sztuce, sztuka w kocie

Koty bywały bohaterami kreskówek dla dzieci. Tutaj dwa przykłady z kina amerykańskiego(niestety nie wiem z jakich bajek one pochodzą. Przedwojenna prasa luźno podchodziła do kwestii związanych z prawem autorskim):



W filmie fabularnym prym wiodły inne zwierzęta. Z jednym wszak wyjątkiem! W latach trzydziestych panowała moda na duże koty. Niżej możecie zobaczyć laureatkę czterech Oscarów i gwiazdę kina światowego Katherine Hepburn(niestety, tłumaczenie imion wydaje mi się aż nadto archaiczne):



A o popularności filmów z tymi drapieżnikami niech świadczy poniższa karykatura:


Swojego czasu triumfy święcił musical "Koty" stworzony przez Andrew Lloyd Webbera. Był on wystawiany nawet w Warszawie. Ciężko nie odnieść wrażenia, że to już było...


Zwróćcie uwagę w jak skąpych strojach wystąpiły aktorki!

Kot w reklamie

Sztandarowym produktem reklamowanym przez koty była francuska marka Chat Noir(czyli Czarny Kot). Patrząc na nazwę nie może nas to dziwić.




Kot pojawia się również w ślicznej reklamie Wedla:



Śmieszne obrazki z kotami a.k.a. Lolcats

Wchodząc na różne portale satyryczne obserwujemy wysyp obrazków z kotami. Czasem są one śmieszne, czasem nie, ale zawsze rozbrajają. Tą magiczną właściwość tych zwierzątek domowych odkryto znacznie wcześniej. Spójrzcie tylko na te sesje zdjęciowe:







Kocia varia(z delikatnym udziałem innych gatunków)

Regularnie w telewizji słyszy się o nowych usługach dla właścicieli zwierząt domowych. Mamy więc butiki z psią modą, kociego psychologa czy spa. Wielu ludzi uważa, że to gruba przesada i znak czasów. O ile z pierwszym jestem w stanie się zgodzić, to drugie powoduje mój gorący protest. Niżej możecie zobaczyć jak wyglądał amerykański psi salon piękności!


Dzisiaj taka karykatura mogłaby zostać uznana za niesmaczną:



Kot najlepszym przyjacielem marynarza i Powstańca!

Tak jak koń nieodzownie kojarzy się z polskimi ułanami, tak kot powinien kojarzyć się z Marynarką Wojenną II RP! Praktycznie każda szanująca się jednostka posiadała przynajmniej jednego pupila na stanie. Skąd wziął się ten zwyczaj? No cóż prawdopodobnie został żywcem przeniesiony z innych flot wojennych. Futrzak na statku był po prostu potrzebny - łapał myszy i szczury(pragnę przypomnieć, że te w wiekach wcześniejszych były rozszadnikami wielu groźnych chorób. Oddajmy jednak sprawiedliwość gryzoniom - nie zawsze była to ich wina, często zarazę szerzyły mieszkające w ich futrze pchły), przy tym był czysty i samodzielny. Last but not least - obecność kota łagodzi obyczaje(zaświadczą o tym wszyscy właściciele!) co jest nieodzowne w hermetycznie zamkniętym na dłuższy czas męskim towarzystwie. Koty wiernie służyły w marynarce aż do lat '70 XX wieku. Dokładnie w 1975 roku brytyjska Royal Navy zakazała posiadania pupilów na pokładzie okrętów wojennych. 
A jak było u nas? Na zachowanym zdjęciu możemy zobaczyć marynarzy ORP "Pioruna" wraz z Żabą i Tygrysem. Imię trzeciego kota nie przetrwało do naszych czasów... Istnieje jednak szansa, że wszystkie trzy przeżyły cało i zdrowo wojnę - wszak okręt ten nie uległ zniszczeniu w wyniku działań wojennych. Na ORP "Garland" mieszkała tytułowa Puszka. Jej losy również nie są znane - jednak istnieje szansa, że tak jak swoja jednostka zmienił barwę i stał się Holendrem. Na statku handlowy s/s "Kromań"(znanym z książki Arkadego Fidlera "Dziękuję ci, kapitanie") również znajdował się bliżej nieznany kot.

 
Najbardziej znanym kotem maskotką jest zdecydowanie Kicia z ORP "Burza". Wiążę się z nią ciekawa historia! Kontradmirał Jerzy Tumaniszwili wspominał takie o to wydarzenia(cytat za niniejszym forum, pisownia oryginalna): 

" Tuz przed wybuchem DWŚ w czasie postoju na Helu ORP Burza do kapitana zgłosił sie starszy bosman i powiedział mu ,że na okręt zamustrował sie nowy członek załogi w całkiem ładnym mundurze. Kapitan stwierdził ,że to bardzo dobry znak. 
Źródło
Kotka nazwana teraz Kicia zamieszkała z bosmanem w jego kajucie w pobliżu rufy. Okręty wykonały akcje " Pekin ". 
W jakis czas póżniej będąc kotna urodziła sześć kociąt. W dwa dni po porodzie Kicia przeniosła całą swoją czeredkę po dużym sztormie - praktycznie przez cały pokład mokry i śliski - do kabiny Tumaniszwiliego przy sterówce. Który zaraz tez umieścił rodzinkę w pomieszczeniu pralni. 
W kilka dni później ORP Burza brała udział w akcji Calais, podczas której HMS Wessex zatonął. P/lot okrętu zestrzeliła wtedy 2 szt. J -87 Stukas ale też i otrzymała trafienie właśnie ... w rufe. Pomieszczenie gdzie przedtem była Kicia z małymi zostało zniszczone kompletnie. Czyzby kocia intuicja? ..." 
Cóż stało się później z bohaterską Kicią i jej dziećmi(na zdjęciu powyżej znajduję się czterech mieszkańców "Burzy")? No cóż, źródła tego do końca nie precyzują. Podobno kocięta podczas pobytów w porcie opuszczały rodzinny okręt i rozpierzchły się po świecie. Pewne jest tylko to, że kiedy "Burza" powróciła do kraju w 1951 roku to na jej pokładzie nie znajdował się żaden kot... 

Źródło

Gdy w sierpniu 1944 wybuchło Powstanie Warszawskie to w szeregach AK walczył wybitny lekkoatleta, fotograf i Kociarz - Eugeniusz "Brok" Lokajski. Jedno z najbardziej rozpoznawalnych zdjęć dokumentujących ten zryw to jego portret z kotem. W tle znajduję się brama znajdująca się przy ulicy Moniuszki 12. W Fototece Muzeum Powstania Warszawskiego możemy obejrzeć świetne fotografie kompanii "Koszta"(wykonane również na ulicy Moniuszki... przez Eugeniusza Lokajskiego) wraz z kotem(znajdują się one tu i tu)

Zakończenie

Źródło
Zwróćcie uwagę na jedną cechę wspólną łączącą poniższe zdjęcia. Każdy trzymający kota... uśmiecha się! Czasami od ucha do ucha, częściej dość nieśmiało. Zawsze zastanawiałem się dlaczego mężczyźni, którzy widzieli śmierć, okropne rany i cierpienie są w stanie na chwilę stać się dziećmi? Jak to możliwe, że obsługa w obozach koncentracyjnych, która mordowała ludzi tysiącami rozczulała się przy małej, puchatej kulce? Kiedyś uważałem, że jest to najlepszy dowód na kompletny brak człowieczeństwa. Wyobraźcie sobie - jak można jednego dnia w nieludzki sposób pozbawić życia niemowlęta, kobiety czy starców a później z uśmiechem na ustach bawić się ze zwierzakiem? Dzisiaj zmieniłem zdanie. Chcąc nie chcąc musimy przyznać jedno - bezinteresowna zabawa z istotami tak małymi i niewinnymi jest przejawem ludzkich odruchów. Być może ostatnim, który im pozostał...



Na froncie kot był wspomnieniem domu. Chwilą ciszy i zabawy wśród krwi, potu i łez. Myślę, że była ona wspólna dla każdego Janka, Iwana, Hansa i Johna na każdym froncie, każdej wojny. Kocia przewaga nad psem w tym względzie była monstrualna - otóż ani w skali taktycznej, ani strategicznej nikt nie próbował go używać do walki zbrojnej. Zarówno psy, gołębie, konie czy zwierzęta gospodarskie miały znaczny udział w ostatecznym zwycięstwie aliantów. 


Należy jednak pamiętać o tym, że w ogólnej zawierusze wiele z tych zwierząt zginęło śmiercią tragiczną. Oczywiście, nie mam zamiaru porównywać tego do śmierci ludzi - sami przyznacie, że byłoby to absurdalne. Niestety, efektem ubocznym wszelkich działań wojennych jest cierpienie wszystkich żywych istot. Wraz ze swoimi właścicielami koty płonęły żywcem w bombardowanym Rotterdamie czy Dreźnie, dusiły się zasypane w gruzach Warszawy, Charkowa, Stalingradu. Umierały z głodu w Leningradzie i były rozjeżdżane gąsienicami czołgów w oblężonym Berlinie.
Losy naszych braci najmniejszych nierozerwalnie wiążą się z naszymi. Zarówno w chwilach szczęścia jak i bólu. Wydaję mi się, że to najważniejsza przyczyna dlaczego od wieków się z nimi wiążemy.










2 komentarze:

  1. Dużo o kotach :))
    Ciekawie. Widać, że nieźle przygotowałaś się do publikacji wpisu. Dobra robota.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Chcesz zostawić komentarz? Super, dziękuję! Pamiętaj jednak o netykiecie :-).