- Nigdy nie zrozumiesz Izraela - powiedziała mi kiedyś koleżanka, najprawdziwsza Żydówka z Tel Avivu - Ile byś nie przeczytał, nie zwiedził i nie obejrzał.
- No dobra Nina - starałem się zachować fason pijąc obrzydliwą pejsachówkę o smaku rozpuszczalnika i wyglądzie rdzawej kranówki. - To co muszę zrobić?
- Nic. Musiałbyś żyć z brzemieniem wielu pokoleń i zagłady. Historia Izraela to nieustanny strach i gotowość - bo jeżeli przegramy tylko jedną, jedyną wojnę to nasz naród przestanie istnieć w wymiarze biologicznym. Gdyby nad tobą, przez całe życie, wisiało takie niebezpieczeństwo to wiedziałbyś jakie znaczenie ma przysięga w ruinach Masady czy kadysz w Auschwitz.
Chyba miała rację. Jak nie rozumiałem ducha Izraela przed lekturą, tak nie rozumiem go i po przeczytaniu książki Pawła Smoleńskiego.
A nabyłem ją drogą kupna w bardzo specjalnym celu - przed wyjazdem do Tel Avivu miałem zamiar poznać bliżej lokalny koloryt. Niestety, zapomniałem o jednym. Praktycznie całe życie mieszkańców tegoż rejonu jest podporządkowane polityce, dlatego też stanowi ona znaczącą część książki. Problematyka ta dotyczy głównie stosunków izraelsko-palestyńskich, a w tle majaczy nam likwidacja żydowskich osiedli w Strefie Gazy. Jest to z jednej strony logiczne - wszak jeżeli o naszym życiu, w sposób najbardziej podstawowy, decyduje to czy ktoś wystrzeli rakietę(bądź rozsadzi się w autobusie) to ciężko nie podjąć tego wątku. Z drugiej zaś, polityka jest tutaj rozwlekana, przegadana i najzwyczajniej w świecie - nudna.
Książka to zbiór blisko dwudziestu reportaży, które są ze sobą związane w bardzo luźny sposób. Każdy z nich jest zapisem rozmowy, jednakże czasem stanowi ona tylko punkt wyjścia do szerszego nakreślenia jakiegoś problemu. Interlokutorzy Smoleńskiego są różni - począwszy od żebraków z Jerozolimy, poprzez artystów a na feministkach z Palestyny kończąc. Między nie autor wplótł krótkie przerywniki, które są zapisem podróży śladami książki "Na ziemi Izraela". Ciężko jednak nie odnieść wrażenia, że są one inspirowane "Lapidariami" Kapuścińskiego.
Zdecydowanie najlepsze wrażenie zrobiły na mnie rozmowy z Etgarem Keretem i Arim Folmanem. Pierwszy jest uznanym prozaikiem, gustującym w krótkich, często dowcipnych opowiadaniach. Prezentuje on bardzo zdrowe podejście do świata i życia, oraz(co też nie jest bez znaczenia!) ma polskie pochodzenie. Urzekł mnie fragment dotyczący jego siostry, która jest bardzo ortodoksyjną wyznawczynią judaizmu:
"Kiedyś napisał książeczkę specjalnie dla swoich siostrzeńców. W umowie z wydawnictwem była klauzula, że jeden egzemplarz zostanie wydrukowany w ortodoksyjnym stylu: chłopcy na obrazkach z pejsami i w myckach, wstęp i dedykacja w jidysz, bo oni lepiej mówią w jidysz niż po hebrajsku. Siostra pokazała książkę rabinowi, a on zabronił dawać ją dzieciom, bo nie ma w niej żadnych żydowskich wartości moralnych, a czytanie dla przyjemności to strata czasu."
Drugi jest reżyserem, a o jego filmach pisałem między innymi tutaj. Polscy widzowie będą mieli niedługo okazję obejrzeć jego wariację na temat "Kongresu futurologicznego" Stanisława Lema(mam duży sentyment do tej książki - była to jedna z lektur na egzamin wstępny na studia). Z trailerem tej produkcji możecie się zapoznać poniżej:
Jest to postać z pewnością bardzo barwa i nietuzinkowa. Ari Folman to prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalny filmowiec izraelski na świecie, a przy tym bardzo sympatyczny(takie wrażenie można odnieść dzięki relacji Pawła Smoleńskiego) i pozytywnie zakręcony.
Z pewnością "Izrael już nie frunie" znajdzie rzeszę wiernych fanów. Ba, większość moich znajomych uważa że to jeden z najlepszych reportaży w stajni Wydawnictwa Czarnego. Świadczą też o tym liczne wznowienie i dodruki. Mnie nie urzekł, pewnie dlatego że spodziewałem się czegoś innego. Mimo to, nie żałuję czasu spędzonego przy książce Pawła Smoleńskiego. Duża w tym zasługa pięknych zdjęć(łącznie z okładkowym) autorstwa Piotra Janowskiego.
Moja ocena: 7/10
Cytat książki: "I ten przewspaniały, przecudny, przepiękny człowiek kupił mi sklep na Starym Mieście. Ale wiesz, sir, jak jest ze sklepami. Kosztuje milion, ale włożyć trzeba w niego drugi milion. Mój dobroczyńca wyjechał, a ja nie miałem pieniędzy na inwestycje. A może głowy do interesów. Sklep przepadł, dasz wiarę sir, że zbankrutowałem? I to na Starym Mieście! Chyba jestem najgłupszym Żydem na świecie, chociaż wy, goje, myślicie, że mądrość jest naszą cnotą, a handel powołaniem."
Źródło okładki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz zostawić komentarz? Super, dziękuję! Pamiętaj jednak o netykiecie :-).