Będąc dzieckiem marzyłem o tym, żeby
w przyszłości zostać: górnikiem, chirurgiem, poszukiwaczem
skarbów czy strażakiem. Co łączy tak odległe profesje? Otóż
ich przedstawicielom zdarza się korzystać z tego cudu techniki
jakim niewątpliwie jest latarka czołowa. W moich młodzieńczych
marzeniach była ona nieodrodnym atrybutem męskości. Niestety,
życie szybko je zweryfikowało. Aż do teraz.
Kiedy zobaczyłem tą ślicznotkę w
wielkiej sieci sklepów wiedziałem, że musi być moja. Nie wiem
czy bardziej przekonał mnie fakt, że kosztowała tylko 13 nowych,
polskich złotych, czy raczej te trzy diody które ewidentnie się do
mnie uśmiechały. Początkowo miała służyć jako źródło
światła podczas wieczornego joggingu(urok mieszkania w okolicy w
której infrastruktura oświetleniowa jest zasilana gazem i pamięta
Kongresówkę). Okazało się, że to maleństwo ma znacznie więcej
do zaoferowania!
Wyobraźcie sobie taką sytuację –
ciemna noc, korzystacie właśnie z usług Polskich Kolei Państwowych
na baaaardzo długiej trasie. Reszta pasażerów w przedziale usnęła
słuchając równomiernego stukotu kół. I tutaj następuję dramat,
którego nie powstydziliby się pisarze antyczni. Macie ochotę
czytać, jednak wrodzona kindersztuba zabrania wam, moi drodzy
czytelnicy, zapalić światło. Jest to wypisz, wymaluj sytuacja
która spotkała mnie w ostatni weekend. Całe szczęście miałem
przy sobie latarkę czołową(którą zabrałem w złudnym
przekonaniu, że mając dwa dni wolne pobiegam więcej niż zwykle –
ale moja słaba motywacja jest tematem na oddzielną notkę).
Regulowany poziom światła pozwolił mi swobodnie przetrwać resztę
podróży.
Gdzie tkwi haczyk? Zimne światło
diody nie jest najprzyjemniejsze w odbiorze. Znacznie lepiej
sprawdzają się tutaj lampki(co ciekawe również diodowe –
recenzja wkrótce) zasilane przez USB produkcji szwedzkiej korporacji
meblowej. Moja budżetowa latarka z jednym paskiem nie jest również
najwygodniejszą rzeczą którą można nosić na głowie. Śmiem
twierdzić, że nie ma osoby która przepada za chłodnym dotykiem
plastiku na czole. Last but not least – wygląda się w niej...
śmiesznie? Głupio? Pomarańczowe cuś na czole niestety nie pasuje
do żadnej, nawet wymyślnej, kreacji. Z pewnością tego
typu akcesorium, chociażby w wersji wypasionej, będzie wyglądało
absurdalnie w sytuacji „cywilnej”.
Tak czy siak, moje bieganie stało się
bezpieczniejsze, połowicznie spełniłem marzenie z dzieciństwa,
podbudowałem swoją męskość oraz mogłem spokojnie czytać.
Trochę ponad dziesięć złotych wydaję się być niewygórowaną
ceną za takie przywileje.
Ps. jako statyści zostały
wykorzystane następujące książki: „Pierwsza wojna światowa”
Janusz Pajewski, oraz „Historia Polski. Średniowiecze”
Stanisława Szczura. Rozdział dotyczący górnictwa wydał mi się
zbliżony tematycznie :-).