sobota, 6 lipca 2013

Ignorance is bliss* - „Spustoszenie. Nieopowiedziana historia o katastrofie i dyktaturze wojskowej w Birmie” Emma Larkin


Znacie to uczucie, towarzyszące czytaniu książki która jest absolutnie poprawna, solidnie napisana i dotyczy ciekawej tematyki... jednak kompletnie was nie pociąga? Że powinien to być hit, gdyby nie fakt, że nie posiada „tego czegoś”? Niestety spotkało mnie to podczas czytania reportażu Emmy Larkin.

Maj 2008 rok. W wybrzeża Birmy uderza cyklon, który zabija prawie sto pięćdziesiąt tysięcy osób. Organizacje charytatywne szykują kontenery z pomocą humanitarną, ratownicy sprawdzają sprzęt, a wojska państw ościennych gotowe są do prowadzenia akcji ratunkowej. Jednakże rządząca Birmą junta wojskowa nie dość że odmawia wszelkiej pomocy, to jeszcze sama nie prowadzi żadnych działań, co skazuję na śmierć kolejne tysiące bezbronnych ludzi. Piszącej pod pseudonimem Emmie Larkin udaję się uzyskać wizę turystyczną i udokumentować tą ogromną tragedię.

Historia kataklizmu jest niejako punktem wyjścia do opowieści o reżimie panującym w Birmie. Mimo iż teoretycznie jest to junta wojskowa, to jej struktura przypomina starożytne, absolutne monarchie. Całość władzy i co za tym idzie państwa przypada samodzierżawnemu władcy. Rządząca Mjanmą(gdyż taka jest oficjalna nazwa państwa) dynastia jak w soczewce skupia wszelkie wady minionych ustrojów – wiarę w magię, intrygi i pałacowe zamachy czy kompletną kontrolę życia poddanych.

Autorka pokazuje chory system, który przedkłada wizerunek nad życie obywateli. Totalitarna Birma, żeby tylko zachować pozory siły jest w stanie skazywać obywateli na śmierć i życie w nędzy. Ustrój taki generuje też tysiące absurdów – jak przenoszenie stolicy z dnia na dzień, czy tymczasowe odnawianie ulicy, którą będzie podążał wódz.

Na szczęście, o czym informuje nas postscriptum od wydawcy, Mjanma weszła na drogę przemian demokratycznych. Odbudowa po latach zaniedbań będzie jednak długotrwała.

Bardzo doceniam wartość dokumentalną tejże książki, ciekawy temat i brawurową wręcz analizę totalitaryzmu. Jednakże od pierwszej do ostatniej strony czegoś mi brakowało. Całość jest napisana, suchym sprawozdawczym językiem. Owszem, sprawdza się on we wszelkiego rodzaju kronikach i dziennikach, jednakże jego wartość reporterska jest mocno dyskusyjna. Co więcej, powoduje to że książka nie wzbudza żadnych emocji – nawet opis tragicznej katastrofy, czy prześladowań politycznych!

Kolejną wadą jest konstrukcja książki – jest ona podzielona na trzy części, każda po trzy rozdziały(w tekście wielokrotnie podkreślano rolę numerologii w kulturze birmańskiej – szczególne miejsce zajmuje w niej cyfra dziewięć). Jednakże autorka swobodnie żongluje tematami w obrębie jednego rozdziału co wprowadza chaos i utrudnia czytanie. Wątki dotyczące katastrofy znajdują się w części pierwszej i trzeciej, co tworzy swoistą pętle.

Podsumowując reportaż Emmy Larkin nie jest złą książką. Praca reporterska oraz solidne opracowanie źródeł wprawia w podziw. Z drugiej strony jest to tylko(i aż) kronika wypadków w Birmie w XXI wieku. Nie kupuje takiej formy, stąd stosunkowo niska ocena.

*w tym wypadku użycie angielskiego odpowiednika jest najbardziej właściwe. Polski odpowiednik „niewiedza jest błogosławieństwem” nie ma tego ostrego brzmienia orwellowskiego oryginału.

Moja ocena: 6/10

Cytat książki: „Próbując zrozumieć birmańską juntę, musiałam poświęcić sporo uwagi tutejszym przesądom. Kiedy ugodzono w rodzinę Ne Wina, aresztowano także jego astrologa. Wraz z upadkiem Khin Nyunta uwięziony został również jego najważniejszy wróżbita Bodaw Than Hla.”

Źródło okładki