poniedziałek, 8 lipca 2013

Pozory mylą! - „Umarli tańczą” Piotr Głuchowski


Początkowo, moja skromna recenzja, miała nosić tytuł „Polskie Millenium” i zaczynać się słowami: „Podobno naśladownictwo jest najwyższą formą pochlebstwa”. Cóż, pomyliłem się. Kryminał Piotra Głuchowskiego nie jest tylko luźną wariacją na temat trylogii Larssona. Ba, śmiem twierdzić że jest od niej znacznie lepszy.

Poznajcie Roberta Pruskiego. Zarabia on na życie chałturząc w lokalnym tygodniku „Głos Torunia”. Oprócz tego zmaga się z alkoholizmem, długami oraz eksżoną która skutecznie utrudnia mu kontakt z dziećmi. Brzmi znajomo? Poczekajcie! Pewnego dnia, gdzieś między pisaniem o zalanych ogródkach działkowych, a uzupełnianiem kroniki kryminalnej dostaje on tajemniczy list. Zdesperowana nieznajoma prosi o pomoc w ustaleniu miejsca pochówku rodziców zabitych w czasach stanu wojennego. Przyznacie, że ciężko nie poczuć déjà vu?

Zapewniam was jednak, że jest ono tylko chwilowe. W zamian otrzymujemy naprawdę rasową książkę sensacyjną, która czerpie garściami od najlepszych w swoim gatunku. Dlatego też dostajemy bohatera właściwego dla mrocznego, miejskiego kryminału, namiętny romans, ciekawą zagadkę i naprawdę mnóstwo zwrotów akcji. Oprócz tego poznamy mroczną tajemnicę Służby Bezpieczeństwa PRLu i pewną niecodzienną sektę.

Autor świetnie odmalował postać przestępcy. Nie mogę pisać za dużo, gdyż ocierałoby się to o spoiler, natomiast jest ona skonstruowana w sposób logiczny, jej psychologia sprawia wrażenie wiarygodnej i spójnej, a sekret rytualnych morderstw jest w pełni wytłumaczony. Nie jest to może postać, która zapadnie w pamięci na dłużej, jednakże nie można się do niczego przyczepić.

Dużą sympatią zapałałem do głównego bohatera. Jest on nieodrodnym dzieckiem epoki noir w kryminale. Pozostający na życiowym rozdrożu, sfrustrowany, po przejściach, odpalający papierosa od papierosa. Prawdopodobnie dość dobrze wpasowałby się w klasyczne pozycje Chandlera. Mimo to, w trakcie lektury naprawdę odczuwa się do niego sympatie i przejmuje jego losami.

Jednak najważniejszym bohaterem książki wydaję się być Toruń. Autor przedstawia go malowniczo i nie stara się zredukować go do „miasta grzechu”. Co więcej udało mu się uchwycić duszę stolicy pierników oraz domu Mikołaja Kopernika(przyznają sobie prawo do autorytatywnego stwierdzenia tego faktu, gdyż długie trzy lata mieszkałem rzut beretem od miejsca morderstwa :-) ).

Piotr Głuchowski z zawodu jest dziennikarzem i stara się oddać specyfikę pracy w jego branży. Dlatego też w trakcie lektury poznamy specyficzny żargon, poczucie humoru czy swoiste układy towarzyszące żurnalistom. Muszę przyznać, że jest to niesamowicie ciekawe i dobrze opisane.

Żeby nie było tak kolorowo – książka posiada również wady. Mniej więcej w połowie akcja zaczyna zwalniać, żeby pod koniec znowu przyśpieszyć. Fragment ten czyta się gorzej. Dodatkowo zakończenie nie wyjaśnia do końca wszystkich wątków, które pojawiły się w książce. A jest to zabieg, którego bardzo nie lubię.

„Umarli tańczą” Piotra Głuchowskiego jest książką świetną. Trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony i nie pozwala oderwać się od lektury(a jest to pozycja solidna gabarytowo). Akcja, bohaterowie, klimat sprawiają, że naprawdę chcę się poznawać historię śledztwa dziennikarskiego. Mocna i brutalna jest świetnym pomysłem na gorące, letnie dni. Nie będziecie zawiedzeni.

Moja ocena: 8,5/10


Cytat książki: „- Szkoda, że mnie tam nie ma. Smucę się sama. Znowu mnie opadają niedobre myśli Chciałabym, żebyś mnie nosił w kieszeni jak świnkę morską.”

Źródło okładki