Swojego czasu na stołówkach we
wszelkich ośrodkach wczasowych w Polsce istniał zabawny zwyczaj.
Obligatoryjnie, pod koniec każdego tygodnia(bądź turnusu) podawano
danie z mielonego mięsa – na ogół był to swojski kotlet
mielony(wraz ze wzrostem popularności włoszczyzny jego rolę
przejęło „szpagetti”). Wieść gminna głosiła, że były one
wykonywane z resztek zostawionych przez gości i sowicie
przyprawiane, żeby nikt nie poczuł ich dostojnego wieku.
Dlaczego o tym piszę? Otóż książka
Martyny Wojciechowskiej „Zapiski (pod)różne” przypomina mi
właśnie takiego mielonego. Jest to zbiór(a raczej zbiorek, gdyż
publikacja jest niewiele większa od mojego telefonu komórkowego)
mini reportaży i ciekawostek z podróży autorki po całym świecie.
Problem polega na tym, że wybór ten wydaję się być mocno
przypadkowy i na ogół składa się z ogranych informacji.
Czytając książeczkę poznamy między
innymi przepisy na świnkę morską, sposób wykonania kapelusza
panama, przestrogę przed tym dlaczego nie należy podróżować
drugą klasą w Indiach, kilka opowieści dotyczących zdobywania gór
i sposoby na nurkowanie z rekinami. Jak dobrze widzicie, zakres
tematyczny wydaję się być raczej banalny. Dodatkowo, niewielka
objętość zmusza do bardzo pobieżnego opisania każdego tematu.
Dodatkowo, większość z nich już od dawna krążyła w sieci. Tym
samym osoba, która przejrzała w swoim życiu kilkanaście numerów
National Geographic, obejrzała parę filmów dokumentalnych i
przeczytała kilka książek podróżniczych nie znajdzie tu dla
siebie NIC ciekawego.
Ciężko w zasadzie powiedzieć czym ów
zbiór jest? Nie sprawdza się jako reportaż, książka
podróżnicza(układ!), ani zbiór ciekawostek. Jako czytadło typu
autobusowego(ew. pociągowego) również się nie nadaje, gdyż
lektura zajęła mi niecałą godzinę. Poza tym, wyjątkowo drażni
mnie tendencja do drukowania tych samych materiałów w dwóch, lub
więcej publikacjach. Podpisy wskazują na to, że część była
wcześniej opublikowana w książce „Kobieta na krańcu świata”.
Nie spodobał mi się również język autorki, która używa dużej
liczby kolokwializmów. Samo w sobie nie jest to jakimś wielkim
uchybieniem, gdyby nie fakt że nie są one w żaden sposób
uzasadnione.
Czy widzę jakieś zalety? Owszem.
Książeczka jest naprawdę ładnie wydana na kredowym papierze.
Oprócz tego jest nasycona zdjęciami i fajnymi ozdobnikami
graficznymi. Martyna Wojciechowska jako celebrytka jest też dobrym
medium do popularyzacji wiedzy o świecie. Last but not least –
publikacja została dołączona za darmo do najnowszego numeru
National Geographic.
Podsumowując – jeżeli
prenumerujecie/kupujecie to wydawnictwo to jest to fajny prezent, do
którego niekoniecznie trzeba zaglądać. Jeżeli chcecie wydać na
tą książkę 12,90(cena okładkowa) to zdecydowanie odradzam.
Zawiedziecie się.
Moja ocena: 4,5/10
Cytat książki:(o katedrze w Cuzco,
Peru) „Kolejny obraz – Ostatnia Wieczerza. W zasadzie wszystko
się zgadza – centralne miejsce zajmuje Jezus(który jest
podejrzanie podobny do Francisca Pizarra), a przed nim i apostołami
leży na stole... No, co? Wypieczona świnka morska.”
Ps. a już niedługo nowe recenzje, bo dzisiaj odebrałem potężną dostawę książek(więcej informacji na fejsbuku :-) )