środa, 3 lipca 2013

Literacki mielony - „Zapiski (pod)różne” Martyna Wojciechowska


Swojego czasu na stołówkach we wszelkich ośrodkach wczasowych w Polsce istniał zabawny zwyczaj. Obligatoryjnie, pod koniec każdego tygodnia(bądź turnusu) podawano danie z mielonego mięsa – na ogół był to swojski kotlet mielony(wraz ze wzrostem popularności włoszczyzny jego rolę przejęło „szpagetti”). Wieść gminna głosiła, że były one wykonywane z resztek zostawionych przez gości i sowicie przyprawiane, żeby nikt nie poczuł ich dostojnego wieku.

Dlaczego o tym piszę? Otóż książka Martyny Wojciechowskiej „Zapiski (pod)różne” przypomina mi właśnie takiego mielonego. Jest to zbiór(a raczej zbiorek, gdyż publikacja jest niewiele większa od mojego telefonu komórkowego) mini reportaży i ciekawostek z podróży autorki po całym świecie. Problem polega na tym, że wybór ten wydaję się być mocno przypadkowy i na ogół składa się z ogranych informacji.

Czytając książeczkę poznamy między innymi przepisy na świnkę morską, sposób wykonania kapelusza panama, przestrogę przed tym dlaczego nie należy podróżować drugą klasą w Indiach, kilka opowieści dotyczących zdobywania gór i sposoby na nurkowanie z rekinami. Jak dobrze widzicie, zakres tematyczny wydaję się być raczej banalny. Dodatkowo, niewielka objętość zmusza do bardzo pobieżnego opisania każdego tematu. Dodatkowo, większość z nich już od dawna krążyła w sieci. Tym samym osoba, która przejrzała w swoim życiu kilkanaście numerów National Geographic, obejrzała parę filmów dokumentalnych i przeczytała kilka książek podróżniczych nie znajdzie tu dla siebie NIC ciekawego.

Ciężko w zasadzie powiedzieć czym ów zbiór jest? Nie sprawdza się jako reportaż, książka podróżnicza(układ!), ani zbiór ciekawostek. Jako czytadło typu autobusowego(ew. pociągowego) również się nie nadaje, gdyż lektura zajęła mi niecałą godzinę. Poza tym, wyjątkowo drażni mnie tendencja do drukowania tych samych materiałów w dwóch, lub więcej publikacjach. Podpisy wskazują na to, że część była wcześniej opublikowana w książce „Kobieta na krańcu świata”. Nie spodobał mi się również język autorki, która używa dużej liczby kolokwializmów. Samo w sobie nie jest to jakimś wielkim uchybieniem, gdyby nie fakt że nie są one w żaden sposób uzasadnione.

Czy widzę jakieś zalety? Owszem. Książeczka jest naprawdę ładnie wydana na kredowym papierze. Oprócz tego jest nasycona zdjęciami i fajnymi ozdobnikami graficznymi. Martyna Wojciechowska jako celebrytka jest też dobrym medium do popularyzacji wiedzy o świecie. Last but not least – publikacja została dołączona za darmo do najnowszego numeru National Geographic.

Podsumowując – jeżeli prenumerujecie/kupujecie to wydawnictwo to jest to fajny prezent, do którego niekoniecznie trzeba zaglądać. Jeżeli chcecie wydać na tą książkę 12,90(cena okładkowa) to zdecydowanie odradzam. Zawiedziecie się.

Moja ocena: 4,5/10

Cytat książki:(o katedrze w Cuzco, Peru) „Kolejny obraz – Ostatnia Wieczerza. W zasadzie wszystko się zgadza – centralne miejsce zajmuje Jezus(który jest podejrzanie podobny do Francisca Pizarra), a przed nim i apostołami leży na stole... No, co? Wypieczona świnka morska.”

Ps. a już niedługo nowe recenzje, bo dzisiaj odebrałem potężną dostawę książek(więcej informacji na fejsbuku :-) )



Źródło okładki