Kaukaski tryptyk Wojciecha Góreckiego
zacząłem czytać co najmniej nietypowo. Na pierwszy ogień poszła
część ostatnia - „Abchazja”, dotycząca kłopotliwego skrawka
ziemi między Gruzją i Rosją. Zaraz po niej przyszedł czas na
„Planetę Kaukaz” w której autor opisuje zamieszkujące Rosję
narody kaukaskie. Częścią drugą(i dzisiaj recenzowaną) jest
„Toast za przodków”, który stanowi historię trzech państw
Zakaukazia: Azerbejdżanu, Armenii i Gruzji.
Recenzując książkę Hanna Krall
napisała, że oprócz Lermontowa(którego zabili) prawdopodobnie
nikt nie znał się na Kaukazie. Jest w tym dużo prawdy – mimo
wizyt w tym przepełnionym paradoksami skrawku ziemi nie jestem w
stanie powiedzieć, że mam jakiekolwiek pojęcie o ludziach tam
mieszkających. Inaczej sprawa wygląda w przypadku Wojciecha
Góreckiego, który jak sam przyznaje przez kilka lat mieszkał w
Azerbejdżanie.
Książka w porównaniu z innymi
tytułami ze stajni Wydawnictwa Czarnego jest duża jak na gabaryt.
Na blisko czterystu stronach zmieściły się zarówno historię
całych narodów jak i poszczególnych ludzi. Publikacja jest
podzielona na trzy części – pierwsza dotyczy Azerbejdżanu, druga
Gruzji i Armenii, a ostatnia, teoretycznie opisując małą
miejscowość Sachadlo, jest przyczynkiem do rozmyślań nad
skomplikowaną, kaukaską polityką. Wyłania się z nich pełen
rozmachu fresk, dotyczący trzech niewielkich państw i
zamieszkujących ich narodów.
Najdłużej opisany jest Azerbejdżan.
Poszczególne reportaże przeplatane są fragmentami „Dzienników
bakijskich”, które jak żywo przypominają lapidaria znane z
twórczości Ryszarda Kapuścińskiego. Są to krótkie, czasami
bardzo lakoniczne zapiski dotyczące życia w Baku – począwszy od
polityki, kończąc na rzeczach tak przyziemnych jak awaria piecyka
gazowego. Który fragment podobał mi się najbardziej? Ciężko
zdecydować. Na pewno zostałem fanem historii o Hinalugu, czyli
odciętej od świata wiosce. Autor opisywał ją już w „Planecie
Kaukaz” jako miejsce przepełnione magią, w którym folklor jest
wciąż żywy. W „Toaście za przodków” odwiedza ją po latach,
gdy została już skomunikowana ze światem zewnętrznym. Jak pewnie
się domyślacie, jest to raczej smutna opowieść o zderzeniu ze
współczesnym światem. Warto również wczytać się w losy Heydara
Alijewa – nietypowego komunisty i późniejszego prezydenta
Azerbejdżanu. Prosta historia wschodniego satrapy mówi dużo o
kaukaskim rozumieniu władzy, rodziny czy sprawiedliwości.
Druga część książki opisująca
Gruzję i Armenię jest oczywiście bardziej ogólna, jednakże i
tutaj mamy kilka wyjątkowo smakowitych rodzynków. Poczynając od
opisu gruzińskiego stołu, którego forma jest wyjątkowo
sformalizowana i zupełnie inna od naszej biesiady, poprzez historię
ormiańskiej diaspory i słynnych ksiąg, a kończąc na pewnym
szczególnym poecie Harutiunie Sajudanie. Muszę przyznać, że
spodziewałem się również porządnego reportażu o „gruzińskim
Nikiforze” - Niko Pirosmanimszwilim, wybitnym przedstawicielu
prymitywizmu. Moje nadzieje były podsycane faktem, że reprodukcja
jednego z jego dzieł znajdowała się na okładce. Szkoda, że
takowy się nie pojawił bo historia tego malarza jest naprawdę
ciekawa.
Najbardziej podobała mi się jednak
ostatnia część. Mimo, że jest ona bardzo krótka(tylko
dwadzieścia stron) to stanowi niejako podsumowanie całej książki.
Punktem wyjścia jest bazar w Sadachle, który w ostatnich latach był
miejscem spotkań Ormian, Gruzinów i Azerów. Oczywiście, jak każdy
targ w byłym bloku wschodnim służył on również ciemnym
interesom. Jest to jednak punkt wyjścia do pewnej syntezy dotyczącej
stosunków panujących na Zakaukaziu. Wojciech Górecki opisuje
również genezę tamtejszych minipaństw – Abchazji, Osetii
Południowej i Górskiego Karabachu, tłumacząc na czym polega
konflikt. Jest to świetny wstęp do ostatniej części Kaukaskiego
Tryptyku - „Abchazji”.
Bardzo podoba mi się styl autora i
pewna dziennikarska wrażliwość. Czytając książkę wielokrotnie
miałem wrażenie, że szczerze współczuje on swoim bohaterom i
cieszy się z ich sukcesów. Moim zdaniem to jedna z najważniejszych
cnót dobrego reportera. Niestety książkę trawi bolączka braku
zdjęć!
Patrząc na to co napisałem końcowa
ocena może wydawać się niska. Dlaczego tylko siódemka? Książka
jest naprawdę fajna i czyta się świetnie. Jednakże w
przeciwieństwie do wcześniejszych prac autora, nie ma „tego
czegoś” co pamiętałbym na dłużej. Szlachectwo zobowiązuje
Panie Wojciechu!
Moja ocena: 7/10
Ps. jeżeli nie czytaliście wcześniej
żadnej książki Wojciech Góreckiego możecie swobodnie dodać do
powyższej oceny 2/2,5 oczka. Jest to dalej czołówka polskiego
reportażu i obiecuję Wam, że nie będziecie zawiedzeni.
Cytat książki: „Pod koniec 1991
roku wybuchła wojna domowa pomiędzy wierną Gamsachurdii Gwardią
Narodową a siłami opozycji. Walki objęły centrum Tbilisi, w
dalszych dzielnicach toczyło się normalne życie. Znajomy
dziennikarz, który przyleciał z Wilna, aby relacjonować te
wypadki, był zdziwiony, że działa lotnisko i jeżdżą samochody.
Złapał taksówkę:
-Wojna u was? - zagadnął.
- Wojna – potwierdził kierowca.
- To co tu tak spokojnie?
- Jedźmy, pokażę.
Zatrzymali się gdzieś w śródmieściu: