„Morfina” Szczepana Twardocha była
moim odkryciem literackim roku 2013(nie tylko moim – autor został
uhonorowany Paszportem Polityki). Odważna opowieść o zagubionym
oficerze Wojska Polskiego przebywającym w Warszawie podczas II wojny
światowej była odważna i bezkompromisowa. Stawiała trudne pytania
i unikała łatwych odpowiedzi. Jej starszy brat „Wieczny Grunwald”
wydaję się być bardzo podobny. Czy tak jest w rzeczywistości?
Nasz narrator, Paszko właśnie umiera.
W plątaninie ciał nazwanej później bitwą pod Grunwaldem, jego
wędrówkę kończy cios litewskiej wekiery, który zadaje olbrzym w
skórze(jeżeli macie skojarzenia z pewnym słynnym obrazem Matejki
wiszącym w Muzeum Narodowym w Warszawie... to są one prawdopodobnie
dobre). Wydając ostatnie tchnienie opisuję historię swojego życia
– a raczej żyć. Otóż nasz protagonista żył w niezliczonej
ilości wersji alternatywnych i umierał nieskończoną ilość razy.
Zarówno w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W
„naszej” historii oraz tej alternatywnej. Mordował i był
mordowany w każdy możliwy sposób, co jest opisany w sposób mocno
dosadny.
Fabułę należy śledzić bardzo
ostrożnie, gdyż przeplatają się w niej różne wątki,
chronologia zdarzeń jest mocno zaburzona, a od czasu do czasu
wplatane są alternatywne wersje historii. Jest to jednak punkt
wyjścia do pewnych bardziej ogólnych rozważań. W książce o
nikczemnie małej objętości udało się zmieścić analizę
stosunków polsko-niemieckich, rozważania na temat sensu wojny,
pokoju a nawet krótką historię seksu. Jak widać tematyka jest
mocno zróżnicowana. I co najważniejsze, autor nie stroni od
poglądów kontrowersyjnych czy niepoprawnych politycznie.
Samego Paszkę należy traktować
alegorycznie. Miesza się w nim żywioł polski i niemiecki, krew
królewska i plebejska. Jego losy to próba rozłożenia na czynniki
pierwsze pojęć patriotyzmu, polskości i niemieckości. Szczepan
Twardoch ucieka od martyrologii i bawi się sentymentalną symboliką
patriotyczną, rekonstruując na nowo narodowe mity. Losy Paszki jak
w soczewce skupiają w sobie historię polsko-niemiecką – zarówno
tą złą jak i tą dobrą.
Bardzo podobają mi się również
ogólne rozważania, które często zahaczają o historiozofię.
Historia w prozie Twardocha jest zła, przynosi ból oraz cierpienie.
Wizja ta jest bardzo pesymistyczna, w której każdy wybór jest zły,
a każda droga kończy się rozczarowaniem. Niejako również
pokazuje, że wszyscy jesteśmy w nią uwikłani.
Niepokojąca jest wizja przyszłości
stworzona przez autora. Z jednej strony, wielkie maszyny bojowe oraz
na wpół syntetyczni wojownicy przypominają uniwersum Warhammera
40.000, z drugiej jest to rasowa antyutopia. Redukując wszelkie
uczucia patriotyczne i wartości do funkcji czysto biologicznej,
dzieląc ludzkość na nowe gatunki i wikłając w wieczną
wojnę(trochę podobną do tej Haldemana) tworzy koszmar.
Świetny jest język, którym posługuję
się Twardoch. Gdy opisuję on XIV i XV wiek, korzysta ze
staropolszczyzny(i nie uznaje tutaj żadnych kompromisów, dlatego
też niewprawiony czytelnik może mieć problem ze zrozumieniem jego
znaczenia). Fragmenty dziejące się w przyszłości są z kolei
pisane językiem współczesnym, naszpikowanym jednak neologizmami.
Tworzy to fajną kompozycję i pozwala łatwo przeskakiwać od wizji
do wizji.
Ciężko mi jednoznacznie ocenić
„Wieczny Grunwald”. Wiem, że pozostanie on w cieniu swojej
młodszej i popularniejszej siostry „Morfiny” . Tematyka
paradoksalnie jest bardzo podobna, a w obu przypadkach autor stosuję
podobne zabiegi literackie. Nie zmienia to faktu, że obie uważam za
bezprecedensowe, a samego Szczepana Twardocha za jednego z
najodważniejszych(i najlepszych) pisarzy polskich młodego
pokolenia. Z drugiej strony hermetyczna forma i duża ilość
fantastyki może odstraszać część odbiorców. Jeżeli weźmiemy
pod uwagę perwersyjną wręcz dawkę brutalności to powstaje
produkt, który siłą rzeczy nie jest skierowany dla każdego
czytelnika. Mnie to jednak nie przeszkadza, dlatego wystawiam
„Wiecznemu Grunwaldowi” mocną dziewiątkę.
Moja ocena: 9/10
Cytat książki: „Śmierć nie jest
niczym wyjątkowym Można umierać ładnie i brzydko, to jasne, tak
jak można mieć dobre i złe maniery przy stole. A wy nie potraficie
nawet zabić zwierzęcia, które potem jecie, zamykacie całe to
zabijanie do fabryk i udajecie, że go nie ma. Co jest, wierzcie mi,
wyjątkowo żałosne. Te wasze płacze, że ktoś zabił pieska,
podczas gdy świnie zabijacie w fabrykach, a potem żrecie ich mięso.
I jeszcze to gadanie, że w fabrykach zabijanie jest humanitarne. Co
mnie jeszcze więcej dziwi, bo z kolei fabryczne zabijanie ludzi
uważacie za niehumanitarne. Spalić człowieka na śmierć bombą
atomową albo fosforową jest humanitarnie, a zagazować go w fabryce
śmierci niehumanitarnie. Chociaż może mniej boli? No nie wiadomo,
póki się nie sprawdzi, a dwóch śmierci wam nie dano, a wiele dano
ich mnie, więc mojemu doświadczeniu ufajcie. Więc – fosfor boli
bardziej.”
Źródło okładki
Źródło okładki